Zamorska wyprawa śladami Hanzy do Norwegii zaczęła się rejsem przez Bałtyk. Później wyspy duńskie. Promem spod zamku Hamleta osiągamy Szwecję. Skania jest płaska. Zerkamy na sześć 127 metrowych masztów radiostacji transatlantyckiej Grimeton – zbytku techniki UNESCO /kopii większej radiostacji w Babicach!/. Oglądamy Liseberg – największy park rozrywki w Skandynawii i Goeteborg: barokowy arsenał Kronhuset, zabytkowy port, Gotaplatsen, Bramę Królewską, katedrę Adolfa i siedzibę VOLVO. Następnie solidna nadrzeczna twierdza Bohus w miejscu sławnej Konungaheli zdobytej przez Morskiego Króla Racibora z naszego Pomorza. Wkrótce utrwalamy fascynujące czerwone ryty naskalne ludów morskich w Tanum. Przez przepastny Svinesundoraz tunele Oslo osiągamy Hallingdal i kemping w Gol. Wieczór w lesie pełnym deszczowych troli. Nazajutrz słonecznie. Spacer nad bystrą rzeką do Gordarike Vikingpark i kościoła stavkirke w Gol. I wyżej, w góry. Pędząconogi wiedzie chętnych olinowanym podejściem nad przepaściami, na szczyt Lisbetnuten górujący nad miasteczkiem. Co za widoki!
O poranku pochmurno, przed nami pojezierze fieldowe zamarzniętych jezior Halve fielstove, ale droga gór parku narodowego zamknięta, więc przez Hol wjeżdżamy w masyw Holarskarnut. Wiatr 100km/s; śnieżna zamieć, tutaj droga zamknięta lawinami. W górach masywu zima trzyma! Zjeżdżamy, aby zwiedzić wspaniały skansen w Hallingdal z 1899 r. najstarszy w Norwegii. Wśród dawnych budynków krytych darnią jest dom zbudowany około 1330 r! Zostają atrakcje w głębokiej dolinie Hemsedal. Podziwiamy Rjukandefossen – ogromny wodospad wpadający w skalny kanion spięty mostkiem… Nazajutrz jedyną przejezdnądrogą przez masyw prastarych Gór Skandynawskich – Markedalen, bezludnym płaskowyżem fieldu, straszącym posępnym kamienistym pustkowiem z brunatnymi kożuchami porostów i szarą lodoszrenią jezior osiągamy przełęcz 1137 m.npm i serpentynami nad przepastną doliną zjeżdżamy w najdłuższy na świecie 25 kilometrowy tunel Laerdal. Za tunelem, nad brzegiem fiordu świat pięknej wiosny: wszystko kwitnie. We Flam– bana już czeka.
Sadowimy się w wagonach i ruszamy w górę. Postój przy imponującym wodospadzie Kjosfossen wys. 93 m. ubarwia… Huldri – blondnimfa gór, w czerwonej szacie zwiewnie pląsająca na ruinach. Jej śpiew przenika huk wodospadu i szum wiatru oraz mnie samego. Odurzony cudnym śpiewem i tańcem ruszam za nią w czeluść otwierających się gór, ale żona w ostatniej chwili chwyta mnie i wyrywa spod wpływu nimfy Huldri. Dobrze być żonatym. Pociąg rusza wśród skalnych tuneli. Po prawej w głębokim żlebie pną się po skalnej ścianie jodełkowe serpentyny prawdziwej, starej drogi troli. Nasz pociąg ze zgrzytem i chrzęstem żelaznych kół osiąga Myrdal skryte w zaspach śniegu. Wkrótce zjazd i jakże inne widoki. Następnie rejs Aurlandsfiordem i Naerofiordem, ale pokład statku wypełniają „chińskie trole”: hałaśliwie przepychają się do burt oraz szarpią za nasze rękawy żebrząc o robienie im fotek. Prędka decyzja i… zamknięci przed trolami, stojąc na muszli klozetowej, przez bulaj spokojnie fotografujemy fiordy z toalety. Błękit nieba, blask słońca, zieleń na skalnych zboczach, lśnienie śniegu na szczytach gór i głęboki malachit wód z fokami w kilwaterze uzupełnia najmniejszy kościółek świata. Wracając z Gudvangen podziwiamy zdobny, drewniany kościół stavkirke w Burgund, tonący w ostrym słońcu. Dobrze jest. Kolejny dzień i znowu po tundrze płaskowyżu cieszą nas fiordowe doliny pełne zielonych drzew, kwiatów i śpiewu potoków. W towarzystwie słynnej linii kolejowej wjeżdżamy do Bergen nad Morzem Norweskim. W Akwariet show z 350 kg lwem morskim i uchatkami oraz bogactwo ryb i ukwiałów, a nad głową pływają rekiny. Bryggen przenosi nas do miasta Hanzy: kantory, składy, księgi rachunkowe i dwuosobowe łóżka jak koje to atmosfera tamtych lat. Jeszcze romańska świątynia, prastara rezydencja króla Haakona oraz obronna wieża Rosenkranza i już słynny targ rybny: próbujemy kiełbas z renifera i łosia oraz mięsa wielorybów, które Norwegowie nadal polują /mordują/ na oceanach. „Nie ma już wielorybich stad…” – recytuje przewodnik szantę Porębskiego, gdy zjadamy zupę rybną, za sto koron talerz! Dziewczyny z IPA robią dużo lepszą. W porcie podziwiamy koronny żaglowiec, dwa małe parowce i holowniki platform oraz jachty świata. Wracając – postój przy rozsłonecznionej, ogromnej ścianie wody, rozpostartej i niesamowitej jak „organy trola” – to wodospad Tvindefossen!!! Za działem wodnym grupy łosi na podleśnych łąkach – bajeczne widoki… Kolejnego dnia zdobywamy płaskowyż Golfiell: znowuł osie i wychodzimy nad rozszalałe, kipiące progi wodne rzeki Etna! Jeszcze serpentyny i już Lillehamer. Wyjeżdżamy kolejką krzesełkową nad skocznie olimpiady 1994 roku i podziwiamy miasto spod obłoków oraz jezioro Mojsa. Zjazd do centrum i spacer przez urocze zaułki miasta B. Bjornsona –autora powieści „Marsz weselny”. Dolina rzeki Leira ukazuje kolejne tajemnice norweskiej przyrody. Ostatni dzień mamy na Oslo. Słynny Park Nagich Ludzi Vigelanda lśni w słońcu. Następnie Bygdoy ze skansenem i morskie muzea okrętów Heyerdala oraz polarnego statku Fram i historii żeglugi. Pasażerską łupiną pokonujemy fiord Oslo i już podziwiamy wnętrza noblowskiego ratusza oraz pałac królewski i galeria malarstwawielkich mistrzów. Od sławnych nazwisk odrywa nas „Krzyk” Muncha i zorza polarna – na kolejnym obrazie. Jeszcze zwiedzanie katedry, Kwadratury Christiana IV i spacerem po królewskim zamku Akerhus kończymy marszrutę. Właśnie wypływa brytyjski wycieczkowiec, większy od tego, jaki spotkał nas w fiordach. Autokar łyka kolejne kilometry dróg: rejs na wyspy duńskie, rejs do Rostoku i… wypełnieni wrażeniami oraz zmęczeniem jesteśmy w domu! A Krzyś przymierza pogodowe chodakoklapki na kolejną wyprawę.
tekst: K.Wilczyński